10 listopada, 2020

Przesiadka z pendolino do pociągu osobowego

Jeszcze kilka miesięcy temu większość z nas pędziła dzień za dniem swoim osobistym pendolino, zapatrzona w bliższą lub dalszą przyszłość, skoncentrowana na realizacji celów, osiąganiu wyników, planowaniu kolejnych kroków, zarabianiu pieniędzy i kombinowaniu co można, choć nie zawsze trzeba za nie kupić. Byliśmy razem, choć tak naprawdę osobno, skierowani twarzą w kierunku tego co przed nami. Nie dostrzegaliśmy co mijamy za oknem, ani tego co było tu i teraz. Może za wyjątkiem trzymanego w dłoni kubka z latte na bezlaktozowym mleku.

Aż pewnego dnia, zupełnie bez zapowiedzi los przesadził nas wszystkich do pociągu osobowego, zamykając w ciasnych przedziałach z naszymi najbliższymi. Wylądowaliśmy w różnych konfiguracjach, nie zawsze szczęśliwi i gotowi na wspólną podróż razem, o której wiedzieliśmy tylko tyle, że będzie ciągnęła się wolno i długo, choć nie do końca wiadomo ile dokładnie. Nagle okazało się, że pęd ku z góry wyznaczonym celom okazał się zbędny, bo w nowej rzeczywistości można go spowolnić, a często trzeba wręcz z niego zrezygnować. I tak, niczym w pociągu Tuwima, w różnych wagonach znalazły się różne osoby, z których większość czuła żal i frustrację przekonana, że ma gorzej i trudniej niż inni.

W pierwszym przedziale znalazło się młode małżeństwo z dwójką swoich pociech: 5-letnim Olkiem i 7-letnią Zuzią. Tomek, ważny pracownik ważnego korpo od razu założył na uszy słuchawki Bose, które skutecznie odcinały go od hałasu robionego przez dzieci. Usiadł najbliżej wyjścia z laptopem na kolanach, metodycznie klepiąc w klawiaturę. Tymczasem Jola próbowała godzić jednocześnie obowiązki rodzinne i zawodowe z każdą minutą czując większą frustrację, że sobie nie radzi. Z uwieszonym na szyi Olkiem próbowała odpowiedzieć na maila szefowej, wiedząc, że został on wysłany tylko po to, by sprawdzić, czy Jola nie daj Bóg, nie leniuchuje. W międzyczasie usiłowała nakłonić córkę, by wzięła się za ćwiczenie w pisaniu liter, ale zderzyła się z nieskończenie długą listą argumentów, że to nie najlepszy czas, że nie ma miejsca, że pociąg zbyt buja, że Olek jest za głośno, że nie może znaleźć swojego różowego długopisu, a innym pisać nie będzie… Jola z wyrzutem i jednocześnie niemą prośbą spoglądała na męża licząc, że włączy się w pomoc nad ujarzmieniem dzieciaków, ale on tylko wzruszył ramionami wskazując na swój laptop jakby mówił: „sorry, w pracy jestem”.  Kobieta czuła narastającą z każdą minutą złość na dzieci i męża i była bliska wybuchu.

W drugim przedziale siedziała samotna Gosia, która marzyła o tym, by mieć się do kogo odezwać i znaleźć jakieś działanie, które pomogłoby jej wypełnić czas, którego dostała niespodziewanie za wiele. Gosia została wysłana przez swoją firmę na przymusowe postojowe, bo firma chwilowo jej nie potrzebowała i trudno było stwierdzić kiedy się to zmieni. Kobieta z zazdrością przeczytała maila od koleżanki z innego działu, która narzekała, że została zawalona robotą i nie ma nawet czasu, by się w nos podrapać.  W głowie Gosi zaczęła kiełkować niepokojąca myśl, że ona w każdej chwili może stracić pracę, skoro nic nie dostaje do zrobienia, a inni w tym czasie są tak zarobieni. Poza tym z żalem rozglądała się po pustym przedziale uświadamiając sobie, że przez wcześniejszą podróż pendolino zupełnie zaniedbała swoje życie prywatne, a teraz nie ma nawet do kogo gęby otworzyć, nie mówiąc już o wtuleniu się w jakieś opiekuńcze ramiona.

W kolejnym przedziale aż elektryzowało od napięcia między znajdującymi się tam osobami: 15-letnim Markiem Kowalczykiem i jego rodzicami. Matka odebrała mu laptopa, bo jak twierdziła pilnie musiała załatwić kilka pilnych spraw przez internet, a ojciec, jak zwykle zakopany w tonie papierów, przygotowywał się do kolejnej rozprawy. Marek z szyderą popatrzył na niego myśląc, że ojciec wykazuje się ogromną naiwnością wierząc, że pociąg, w którym utknęli dowiezie go w najbliższym czasie do sądu. Jeśli ta trójka się odzywała od siebie, to właściwie tylko po to, by wzajemnie podnieść sobie ciśnienie, choć świadomie nikt tego raczej nie chciał. Rodzice zwracali się do nastolatka z wyższością, w trybie poleceń, które ten z niekłamaną już przyjemnością bojkotował. On sam dawno już przestał inicjować jakiekolwiek rozmowy i nauczył się izolować od nich jak się da. Dla niego szczególnie zamknięcie w jednym przedziale z rodzicami, którzy go mega wkurzali,  było nie do wytrzymania.

Daria i Sebastian zajmowali kolejny przedział. Tam czuć było wiele miłości, choć podszytej strachem o niepewne jutro. Młodych, którzy wkrótce mieli stać się małżonkami połączyła pasja do gotowania, która zaowocowała wspólnym biznesem - osiedlowym bistro z dobrym i szybkim jedzeniem. Kiedy jeszcze byli w pendolino, wiodło im się całkiem dobrze. Wbrew przewidywaniom, już w pierwszym miesiącu działalności odnotowali duży sukces finansowy, który niezwykle ośmielił ich w dalszym rozwoju. Kolejne miesiące były jeszcze lepsze, więc młodzi zdecydowali się na kredyt, by rozszerzyć swoją działalność, bo jak nie teraz to kiedy. Wolny czas, którego wiele nie mieli, poświęcali na przygotowania do swojego wesela, które miało być wydarzeniem dla całej rodziny i przyjaciół. Dziś wszystko stało pod znakiem zapytania, jak mają utrzymać bistro, które niespodziewanie musiało zostać zamknięte, skąd wezmą pieniądze na planowane przyjęcie weselne, a przede wszystkim na kredyt i codzienne życie?

Ostatni przedział zajmowała Beata i jej rodzice. Choć jeszcze w pendolino Beata, jako dorosła i samodzielna osoba żyła sama i na własny rachunek, po przesiadce wbrew swojej woli wylądowała w jednym przedziale ze swoimi rodzicami. Beata niedawno porzuciła intratną posadę w urzędzie, zamieniając ją na własną działalność gospodarczą. I po niespełna miesiącu działalności świat zmusił ją do jej zawieszenia. I tak z dnia na dzień, 28-latka musiała wrócić na garnuszek rodziców. Nigdy wcześniej nie czuła się tak upokorzona, a rodzice dodatkowo nie pomagali jej w tej sytuacji. Oboje byli przeciwni rezygnowaniu przez córkę z pewnych dochodów na rzecz bliżej nie określonych mrzonek o spełnieniu zawodowym. Teraz mieli dowody swojej racji. Beata co rusz tęsknie spoglądała przez okno zastanawiając się, czy mogłaby przez nie wysiąść i odciąć się od obecnej sytuacji?

A tych wagonów było ze czterdzieści, a każdy pełen rodzinnych dramatów, trudności, niepokojów.

Na swojej trasie pociąg miał do przejechania długi tunel, co dla jednych pasażerów mogło być chwilą wytchnienia, innym wzogło niepokój i lęki. Przejazd zajmował kilka minut, w czasie których pociąg zanurzał się w całkowitej ciemności. W wielu przedziałach zapanowywała też wówczas cisza, w innych słychać było piski i nerwowe śmiechy dzieci. Najciekawsze było jednak to, co działo się z pasażerami, kiedy pociąg wyjeżdżał w pełne słońce. Wielu zauważało, że na zewnątrz jest piękna pogoda, że przyroda budzi się do życia, że coraz więcej drzew kwitnie, a na trawnikach pojawiają się pierwsze kwiaty. W ludziach zaczęła budzić się uważność, którą zupełnie nieświadomie zaczęli przenosić z widoków z za okna na samych siebie i swoich najbliższych.

Tomek zsunął słuchawki z uszu i spojrzał na Olka, który wyciągał do niego rączki w paczką klocków. Chwilę później wspólnie budowali samochodzik. Tomek co rusz spoglądał na synka, który wpatrywał się w niego jak w bohatera. W małych niebieskich oczkach widział bezgraniczną miłość i radość z otrzymanej uwagi. Po raz pierwszy od dawna Tomek zrozumiał jaki ma skarb koło siebie, który poprzez własne zmęczenie i zaangażowanie w pracę, skutecznie ignorował. Jola zaś z łoskotem zamknęła klapę swojego laptopa. Uzmysłowiła sobie, że nie musi być cały czas doskonała w każdym obszarze. Uznała, że wystarczy iż odtąd będzie wystarczająco dobra. Zamiast musztrować córkę, z której nieświadomie chciała zrobić kolejną perfekcjonistkę zapytała ją czego teraz potrzebuje, by poczuć się lepiej. Wkrótce razem zaczęły robić plan dnia, znajdując w nim czas na pracę, odpoczynek, wspólną zabawę i obowiązki. W ustalenia wciągnęły Tomasza i Olka bo przecież to był ich wspólny dzień. A kiedy tak planowali, dużo było przy tym śmiechu i uważnego patrzenia na siebie. I choć pojawiały się sprzeczne oczekiwania i próba przeciągania racji na swoją stronę wszystko odbywało się w miłości i chęci porozumienia się, bo dobrze im było razem.

Gosia, po wyjechaniu pociągu z ciemności doświadczyła oświecenia w swojej głowie. Uświadomiła sobie, że będąc w pendolino tak bardzo angażowała się w poświęcanie pracy i udowadnianiu, że jest dobra w tym co robi, iż całkowicie odpuściła dbanie o siebie. Teraz chciała wykorzystać dany jej czas na zdefiniowanie siebie: kim jest, czego pragnie, jak chce przeżyć czas dany jej na ziemi? Czuła, że kiedy ona odnajdzie i pokocha siebie, na jej drodze stanie ktoś, kto ją pokocha i będzie chciał jej towarzyszyć. A jeśli nie stanie, to ona go poszuka, bo może to ona będzie musiała stanąć na czyjejś drodze?

Kiedy w przedziale zajmowanym przez Kowalczyków znów zrobiło się jasno, powietrze zrobiło się jakby ciut lżejsze. Matka oddając synowi laptopa zapytała, co zamierza na nim robić, a on, słysząc autentyczne zainteresowanie, powiedział jej, że tworzy aplikację, która ma pomagać młodym ludziom znaleźć odpowiedź na pytanie, w jakim kierunku powinni się kształcić, by było to zgodne z ich talentami i zainteresowaniami. Ojciec przysłuchiwał się tego z uważnością, uświadamiając sobie, że on nie miał takiej możliwości, bo o jego zawodzie zdecydował ojciec - adwokat, a teraz on sam próbował podobnie postąpić ze swoim synem. Rodzina zaczęła rozmawiać ze sobą na ten temat. W końcu Kowalczykowie po raz pierwszy popatrzyli na swoje już prawie dorosłe dziecko, jak na samodzielną jednostkę, która ma własne marzenia i plany. Fajnie było go poznać. Okazał się mądrym i zdecydowanym człowiekiem, a nie zbuntowanym nastolatkiem, jak zwykli o nim myśleć.  Marek też popatrzył na nich inaczej i zaczął rozumieć dlaczego do tej pory tak bardzo go wkurzali. Wspólna podróż pomogła im się poznać i ruszyć w dalszą życiową podróż na zupełnie nowych, lepszych zasadach.

Ciemność w jakiej znaleźli się przez kilka chwil Daria z Sebastianem przez chwilę pociągnęła ich w dół. W podobnych barwach zobaczyli swoją przyszłość. Pojawiło się zwątpienie, ale szybko minęło, bo wyparło je wspomnienie sukcesu jaki odnieśli ze swoim bistro. Skoro tamten biznes im wypalił, uwierzyli, że mają potencjał by stworzyć nowy, pasujący do obecnych czasów. Pomyśleli o tych wszystkich dzieciakach uwięzionych w innych przedziałach, które pewnie bardzo się nudzą, kiedy ich rodzicie pracują. Wymyślili więc dla nich zajęcia, które zatytułowali: matematyka w kuchni. Postanowili nagrywać filmy o tym jak gotując, jednocześnie uczyć dzieciaki dodawania, dzielenia i ułamków. A potem przyszedł jeszcze pomysł na naukę w ten sposób języka angielskiego, który dobrze znali. Z energią zabrali się za tworzenie biznesplanu dla nowego przedsięwzięcia.

Beata miała do wyboru – poddać się czarnowidztwu rodziców albo ruszyć na przód. Uzmysłowiła sobie, że to panika zagnała ją pod skrzydła rodziców, gdy ledwo rozpoczęty biznes siadł w pierwszym miesiącu działania. A przecież wiedziała, że na początku będzie ciężko i przygotowała się na to finansowo. Choć faktem było, że to co sobie zaplanowała w obecnej chwili nie mogło zaskoczyć, ale to nie oznacza, że swojej wiedzy nie może spożytkować w inny sposób. Od czego są przecież internety. Beata poczuła, że nie chce być ofiarą obecnej sytuacji. Przypomniała sobie, że jakiś czas temu planowała zainwestować oszczędności na giełdzie. Gdyby to wówczas zrobiła dziś byłaby w znacznie gorszej sytuacji. A jednak nie jest, ma pieniądze i możliwość przetrwania jakiś czas nawet jeśli nie będzie zarabiać. Ofiarowany czas może poświęcić na rozwój i/lub ewentualne przekwalifikowanie się, jeśli tego będzie potrzebować. To co musi zrobić na pewno, to przesiąść się do swojego przedziału, bo czas gdy była dziewczynką swoich rodziców minął bezpowrotnie.

I tak oto pociąg początkowo pełen ludzkich dramatów, stał się pociągiem nowych możliwości. Dziś każdy z nas bez własnej woli i chęci przesiadł się do niego. W którym jesteś przedziale? Od nas i tylko zależy jak przetrwamy tę podróż. Możemy poświęcić czas na rozmyślanie o tym, co było, co straciliśmy, do czego nie da się wrócić, albo zamartwiać się tym co będzie i czy w ogóle coś będzie. Możemy też wyjechać z tunelu czarnowidztwa i skoncentrować się na tu i teraz, bo dzisiaj jest jedynym dniem, w którym możemy kształtować nasze życie, związki, karierę, nawet jeśli chwilowo nie idzie nam karta.

menu-circlecross-circle